..
Blog ... czyli dwa słowa na temat...

16 | 18906
 
 
2008-12-29
Odsłon: 2010
 

Perełka w koronie

24 grudnia 2008r.

Jeśli każda rzecz zaczyna się w głowie, jeżeli myśl rozpoczyna bieg wydarzeń to ten wyjazd rozpoczął się kilka tygodni temu. Formalnością zatem było zapakowanie plecaka do bagażnika samochodu i włączenie silnika. Tak zatem się stało. Miasto budziło się do życia a ja przejeżdżałem Al. Jerozolimskimi w kierunku Raszyna by „wyskoczyć” na drogę na Kraków. Martwiłem się o pogodę. W Warszawie była nijaka. A bardzo chciałem mieć śnieg. Pocieszałem się,że jednak na Południu może śnieg będzie. Ku mojemu zadowoleniu na drodze nie było dużo samochodów. Co prawda wigilia- ale też i dzień roboczy. I w dodatku szósta rano. Ciemno, ale wyjechałem tak by być na miejscu tuż po wschodzie słońca. Włączyłem radio. Jon Bon Jovi życzył mi miłego dnia (Have a Nice Day) i muszę przyznać ,że jechało mi się super. Przed Radomiem niespodzianka. Na polach leży śnieg.

-Nie jest źle- pomyślałem. Niebo rozjaśniło się. Gdy zobaczyłem chmury podświetlone wschodzącym słońcem zmartwiłem się czy zdążę. Teoretycznie wiedziałem jak jechać- do Skarżyska- Kamiennej. Później powinienem kierować się na Bodzentyn. A dalej? Miałem mapę i GPS. Za Skarżyskiem włączyłem GPS i wpisałem dwa słowa : „Święta Katarzyna”. Teraz jechałem według wskazówek . „Skręć w lewo”- to skręcam. „jedź tą drogą do otrzymania dalszych wskazówek” to jadę. Ale gdy usłyszałem w pewnym momencie,ze GPS nie może mi podać 100 procentowych informacji jak mam jechać, zrezygnowałem i na poboczu zatrzymałem samochód. Sięgnąłem po mapę. Ruszyłem dalej jeszcze dwa razy sprawdzając czy mijane miejscowości zgadzają się z tymi na mapie i zobaczyłem tablicę „Święta Katarzyna”. Zapytałem przechodzącą obok dziewczynę gdzie rozpoczyna się szlak na Łysicę i w drogę. Obok klasztoru Bernardynek zaparkowałem samochód. Z plecakiem, aparatem i statywem wszedłem na teren Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Tuż za bramą na szlaku na szczyt Łysicy zwanej też Górą Świętej Katarzyny znajduje się kaplica Św. Franciszka. Przed kaplicą jest źródełko Św. Franciszka. Woda podobno ma cudowne właściwości. Nie wiem, nie sprawdzałem. Moim celem był najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich – Łysica. Kto był ten wie jak się wchodzi. Ja byłem dawno temu. Jeszcze w szkole podstawowej czyli jakieś dwadzieścia, dwadzieścia kilka lat temu. Pamiętam ,że było lato, teraz jest zima. Wtedy cała klasa- dwadzieścia kilka dziewcząt i chłopaków. Teraz – sam. Droga na szczyt śliska od zamarzniętej wody. Idę więc po kamieniach. Czasami na szlaku leżą deski. Wchodzę na nie i jeszcze ostrożniej idę. Można się przewrócić. Ale upadku bym nie chciał. Zwichnięta ręka albo jeszcze gorzej- noga, to nie jest wesoła perspektywa. Zaczyna prószyć śnieg. Góra pokryta jest lasem. Głównie jodłą. Tu i ówdzie drzewa mają dziwne kształty. Jestem w krainie czarownic i one przychodzą mi na myśl. Zaklęte w drzewie. W końcu wierzchołek. Tak jak pamiętam- na szczycie stoi krzyż. Wspomnienia szkolnej wycieczki odzywają. Gdzieś w rodzinnym albumie mam fotografię całej klasy. Patrzę na gołoborze, robię zdjęcia. Czas na mnie. Pozostawiam wspomnienia i zaczynam schodzić. Powrót teoretycznie lżejszy, nie jest łatwiejszy. Trzeba tak samo albo jeszcze bardziej uważać gdzie stawia się stopy. Znów widzę kaplicę i po chwili mijam bramę wychodząc z terenu Paku Narodowego. Wracam do samochodu. Nie bardzo wiem jak dojechać na Święty Krzyż więc przed klasztorem widząc mężczyznę kierującego się w stronę budynku postanawiam zapytać go o drogę. Gdy podchodzę bliżej zauważam koloratkę. Poinformowany co do dalszej drogi wsiadam do samochodu. Opuszczam Świętą Katarzynę i ruszam na Górno. Następnie muszę jechać na Lublin i skręcić na Ostrowiec. Na szczęście po drodze widzę znaki kierujące mnie na Święty Krzyż. GPS spokojnie odpoczywa w kieszeni. Nie zamierzam go używać. Przynajmniej nie w tej chwili.

W końcu zatrzymałem się na parkingu przed wjazdem na Łysą Górę. Dalszego wjazdu zabraniał mi znak „zakaz ruchu” Z informacji umieszczonej pod nim wyczytałem,że nie obowiązuje w niedzielę i święta od 7.00-13.00. Czy wigilia dla pracowników Parku jest dniem świątecznym? Czy roboczym? Wolałem nie ryzykować. Zamknąłem drzwi samochodu i w drogę. Na spotkanie czarownic. Szosa pokryta była śniegiem, gdzieniegdzie lód. Z napędem na tylne koła w moim samochodzie jazda mogłaby być ciekawa. „Dobrze,że nie jechałem dalej”- pomyślałem i..... usłyszałem za sobą samochód. Przystanąłem, gdy pojazd mnie wyprzedzał i przeszedłem na lewą stronę. Chwilę później przejechała piaskarka, rozsypując na drogę piasek z solą. Nad górą unosiła się mgła. Najlepiej to było widać po wieży transmisyjnej Radio Kielce. Wierzchołka nie było widać. Tuż obok znajduje się taras widokowy. Przecina go pogański, kultowy wał. Jakby nie było jestem na górze, na której swoje zloty urządzały czarownice. Łysa Góra pokryta jest lasem jodłowym. Na łysinie znajdują się budynki klasztoru. Znów zaczyna prószyć śnieg. Jest zimno. Robię kilka zdjęć. Czas wracać, schodzę. Puszcza jodłowa pomimo zimowej pory żyje odgłosami ptaków. A może to czarownice śpiewają? Może wabią mnie swoimi glosami, bym przystanął, został? Na parkingu, gdzie zostawiłem samochód stoi mężczyzna. Czeka na klientów. Koń zaprzężony w sanie, potrząsa łbem. Dzwoneczki u uprzęży wydają radosny dźwięk. Otwieram samochód, chowam plecak i zapalam silnik. Ostatnie spojrzenie w kierunku góry i jadę krętymi, świętokrzyskimi drogami. W stronę Kielc.....

 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 
TSN 2009-01-04 20:00:59
Świętokrzyskie warte jest spędzenia kilku dni....mam plany jeśli chodzi o Ponidzie :-) więc nie wykluczam,że pojadę też do Szydłowa.
JanOk 2009-01-01 21:54:38
Polecam jeszcze Szydłów śliczne miasteczko otoczone murami, Kurozwęki i krzyżtopór. W świętokrzyskim można spokojnie spędzić kilka naprawdę fajnych dni.


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd